Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności
Jak wyłączyć cookies?   
ROZUMIEM

Roman Bykowski - Kalisz Pomorski przybliża sylwetkę mieszkańca.

  • Napisane przez  Bogumił Kurylczyk
Roman Bykowski - Kalisz Pomorski przybliża sylwetkę mieszkańca.

Kalisz Pomorski postanowił przybliżyć sylwetkę Romana Bykowskiego. Z okazji jubileuszu kaliszanina wydano publikację jubileuszową napisaną przez regionalistę Bogumiła Kurylczyka. Z tej okazji życzenia złożył jubilatowi Burmistrz Kalisza Pomorskiego Janusz Garbacz.

Zapraszamy do lektury

Publikacja jubileuszowa dla uczczenia 90-tych urodzin ROMANA BYKOWSKIEGO “Jubilat w pięciu odsłonach: edukacja, oświata, żeglarstwo, polityka, Kalisz Pomorski”

Bogumił Kurylczyk

Edukacja

Roman Bykowski jest jedynym nauczycielem i jedynym żeglarzem pośród swojego licznego rodzeństwa. Miał dwie siostry i pięciu braci. Wszyscy urodzili się w Skarszewach, niewielkim mieście na południe od Gdańska, w rodzinie Marty I Leona Bykowskich. Roman, który urodził się 9 sierpnia 1933 roku był ich drugim dzieckiem z kolei. Jego pierwszą szkołą była szkoła niemiecka, do której musiał uczęszczać w ramach obowiązkowej nauki, w latach 1940-44. Pamięta z niej żelazną dyscyplinę, bicie uczniów za byle przewinienia czy złe oceny. Wyzwolenie Skarszew w roku 1945 kojarzy mu się do dzisiaj z bombardowaniem miejscowego dworca kolejowego i pójściem do swojej pierwszej, polskiej szkoły.
Od dziecka uwielbiał się uczyć i nauka przychodziła mu łatwo. Zawsze dużo czytał. W 1948 roku zdał do Liceum Ogólnokształcącego w Kościerzynie. Ze Skarszew miał wprawdzie bliżej do Chojnic, ale jako mieszkaniec powiatu kościerskiego musiał dojeżdżać do Kościerzyny. Zatem codziennie rano szedł z domu na dworzec (20 minut), jechał pociągiem godzinę, a potem jeszcze po kolejnych 20 minutach docierał do Liceum. W jedna stronę wychodziło równe sto minut, czyli każdego dnia dwieście, co daje ponad trzy godziny spędzone w podróży. Wypełniał ją głównie czytaniem książek i marzeniami o wielkiej przygodzie na morzach i oceanach, bo pociągały go marynarskie opowieści.
Przez to nieustanne czytanie, także przy słabym świetle, już wtedy popsuł sobie wzrok. Znad książek, gdy chciał zobaczyć jaka jest godzina, podnosił wzrok na widniejącą w dali za oknem wieżę kościoła z zegarem. Kiedyś widział doskonale położenie wskazówek na wielkim cyferblacie. Z czasem już nie był w stanie odczytać prawidłowo godziny. Wtedy rodzice sprawili mu pierwsze okulary i tak pozostało do dziś.
Maturę zdał celująco w roku 1952. By spełnić swoje marynarskie marzenia postanowił kontynuować naukę w Szkole Jungów – jak wówczas zwano Państwową Szkołę Morską w Gdyni. Niestety, z powodu popsutego czytaniem wzroku uznano go za niezdolnego do służby liniowej, co przekreśliło szansę na marynarską karierę. Rozczarowany wrócił do Skarszew i tu zatrudniono go w miejscowej szkole podstawowej jako niewykwalifikowanego nauczyciela. Miał uczyć dzieci historii. I robiąc to z pasją od września do czerwca na tyle polubił ten przedmiot, że postanowił go studiować. Zrozumiał też wtedy, że jego drugim powołaniem, skoro nie mógł zostać marynarzem, jest praca pedagogiczna.
Na studiowanie historii wybrał pobliski Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie po czteroletniej nauce obronił dyplom i uzyskał tytuł magistra filozofii w roku 1957. Ale w międzyczasie dużo trenował w Akademickim Związku Sportowym osiągając na tyle dobre rezultaty w rzucie oszczepem, że brał udział w międzynarodowych zawodach w Pradze. Odżyły też w nim marynistyczne marzenia, które skierował teraz na żeglarstwo. Dlatego wybierając miejsce przyszłej pracy pedagogicznej jego wybór padł na wieś Gudowo, gdyż leży ona na Pojezierzu Drawskim, nad brzegiem wielkiego jeziora Lubie. Temu wyborowi dziwili się wszyscy łącznie z kuratorem oświaty w Drawsku Pomorskim. Bo oto magister, których wśród prowincjonalnych nauczycieli nie było wtedy wielu, wybiera wiejską szkołę zamiast posady w mieście przynajmniej powiatowym…

Oświata

W Gudowie młody nauczyciel Roman Bykowski, pod okiem kierownika wiejskiej szkoły Władysława Zakrzewskiego, był wychowawcą klasy III oraz z wielką z pasją uczył młodzież historii. Pasją tak zauważalną, że już następnego roku kuratorium przeniosło go do największego miasta w powiecie drawskim – Złocieńca. Zgodził się, bo tam także były w pobliżu duże akweny sprzyjające żeglowaniu: to samo jezioro Lubie oraz niewiele mniejsze jezioro Siecino. W Gudowie Roman wprawdzie jeszcze nie żeglował, ale pływając wiele łódkami na wiosłach już wiedział, że od pływania na żaglach dzieli go tylko mały krok.
W Szkole Podstawowej nr 2 w Złocieńcu pracował kolejne dwa lata. A od 1 września 1960 r. przeniesiono go do tutejszego Technikum Ekonomicznego, które w tamtym czasie kształciło i młodzież, i dorosłych w systemie wieczorowym. Uczniów nie brakowało gdyż placówka cieszyła się zasłużoną renomą. Właśnie na tych zaocznych kursach nauczyciel historii oraz języka niemieckiego poznał kilku późniejszych dyrektorów przedsiębiorstw związanych z żeglugą, co w przyszłości miało się okazać bardzo pożyteczne. Ale sam wciąż jeszcze nie uprawiał żeglarstwa sportowego, a drużyna harcerska jaką założył i prowadził w Technikum miała charakter turystyczny. Wyjechał z nią nawet w daleką trasę na wschód, zwiedzając Moskwę, ówczesny Leningrad i Grodno.
Cztery lata pracy w złocienieckim Technikum (1960-64) upłynęły także pod znakiem przygotowań do studiów lingwistycznych. Po egzaminach zakwalifikowano go na odpowiedni wydział Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu gdzie obrał do studiowania trzy języki: niemiecki, angielski i hiszpański. Te naukowe plany pokrzyżowało jednak życie, a dokładnie ślub i założenie rodziny w roku 1962, co zmusiło go do rezygnacji z dodatkowych zajęć lingwistycznych na poznańskim Uniwersytecie. Wkrótce potem, w roku 1963 dostał z kuratorium w Drawsku Pomorskim pierwszą propozycję objęcia stanowiska dyrektora Liceum Ogólnokształcącego w Kaliszu Pomorskim. Odmówił, bo już zadomowił się w Złocieńcu. A ponadto takie stanowisko podlegało partyjnej nomenklaturze i musiałby wstąpić do PZPR (Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej).
Kiedy rok później kuratorium ponowiło propozycję, wybrał się ze Złocieńca do nieodległego Kalisza Pomorskiego. Tam do kolejnej zmiany miejsca nauczycielskiej pracy przekonały go znowu jeziora. Tym razem aż trzy otaczające miasto z największym – Bobrowem Wielkim, doskonale widocznym ze szkolnego boiska. Tak został dyrektorem miejscowego Liceum wówczas połączonego organizacyjnie z podstawówką jako Szkoła Jedenastoletnia, spełniając także (po rocznym namyśle) konieczny wymóg wstąpienia do partii. Postawił jednak w kuratorium warunek, by wraz z nim do Kalisza Pomorskiego skierowano pięcioro brakujących nauczycieli z wyższym wykształceniem, czyli magistrów. I tak się stało.
Za dyrektorską już pensję kupił samochód osobowy marki trabant. Na pierwszą dłuższą wycieczkę wybrał się z rodziną na Mazury. I tam właśnie, patrząc na śmigające po jeziorach jachty, postanowił nie tylko sam żeglować, ale założyć w kaliskim Liceum harcerską drużynę wodniacką. Tak powstała w 1967 r. słynna później swoimi osiągnięciami 48. Drużyna Żeglarska im. Mariusza Zaruskiego. Napiszemy o niej w następnej, trzeciej  odsłonie. A do dalszych, zawodowych losów Romana Bykowskiego wrócimy w odsłonie czwartej, gdyż zaczęły się one mocno przeplatać z wszechobecną wówczas polityką realnego socjalizmu.

Żeglarstwo
Działalność 48. Drużyny Żeglarskiej pod kierownictwem druha Romana Bykowskiego była tak bogata i wielostronna, iż najlepiej opisać ją z podziałem na lata, sięgając do zachowanych – niestety tylko częściowo, kronik. Tu z uwagi na charakter tej jubileuszowej publikacji zaprezentujemy jedynie skrót szerszego opracowania.

  • 1966. Zakup (za pieniądze z Inspektoratu Oświaty w Drawsku Pomorskim) trzech żaglówek typu „Cadet”. Budowa dwóch łodzi żaglowych typu „Wydra” i dwóch typu „Pirat”.
  • 1967. Na Dni Morza otwarto uroczyście w Kaliszu Pomorskim hangar na przystani nad Bobrowem Wielkim. Otwarcia dokonał inicjator tej inwestycji dh Roman Bykowski. Wykonali ją w tzw. czynie społecznym pracownicy „Żelgazbetu” i licealiści z Drużyny Żeglarskiej. W części hangaru umieszczono harcerskie żaglówki.
  • 1968. Obóz żeglarski w Gudowie nad jeziorem Lubie. Drużyna harcerska – żeglarska przy LO w Kaliszu Pomorskim liczy 50 druhów.
  • 1969. Obóz żeglarski na wyspie Kępie na jeziorze Siecino. Radę Drużyny składającej się z siedmiu zastępów tworzą: drużynowa – Małgorzata Wiśniewska, bosman – Janusz Filipczuk, przyboczny – Marek Miętek, członek – Henryk Kaczorek, skarbnik – Mirosław Matuszek, sekretarz – Teresa Szala.
  • 1970. Udział w obozie chorągwianym ZHP na wyspie Wolin.
  • 1971. Spływ kajakowy rzeką Drawą. Obóz nad jeziorem Mąkowary w Cybowie. Obóz żeglarski w Lubieszewie nad jeziorem Lubie. Rejs żeglarski omegami po Zalewie Szczecińskim do NRD. Udział w rejsach pełnomorskich.
  • 1972. W ogólnopolskim konkursie o „Proporzec Teligi” kaliscy harcerze zajęli piąte miejsce. Jak odnotowano w „Kronikach”, na 180 uczniów kaliskiego Liceum, aż 78 (niemal co drugi) należał do 48. DŻ.
  • 1973. W ogólnopolskim konkursie na najlepszą, wodną drużynę żeglarską o „Proporzec Leonida Teligi” tym razem uzyskano II nagrodę. Dh Roman Bykowski zorganizował pierwszą wyprawę na Dunaj czterema jachtami (omegami). Ponadto jesienią przystąpiono do budowy hangaru na sprzęt żeglarski z harcówką na piętrze tego budynku. Harcerze własnoręcznie wykopali fundamenty i zalali je betonem pozyskanym z „Żelgazbetu”.
  • 1974. Wiosną wzniesiono mury hangaru, a następnie harcówki. Materiały: betony komórkowe i płyty stropowe dostarczył „Żelgazbet”. Pieniądze na ich zakup dh Roman Bykowski otrzymał z Drawska Pomorskiego jako wsparcie dla realizowanego przez harcerzy czynu społecznego. Tygodnik Harcerski „Motywy” wytypował dh Romana Bykowskiego do udziału w plebiscycie „Jeden ze stu tysięcy”. Chodziło o wyłonienie najbardziej aktywnych i zasłużonych dla ZHP druhów w Polsce. Opiekun 48. DŻ znalazł się w finałowej dziewiętnastce jako jedyny z terenu woj. koszalińskiego. Poświęcony mu artykuł, jaki wydrukowano w „Motywach” (nr 14/1974), zatytułowano: „ROMAN – Komandor z małego miasteczka”. Cztery omegi wraz z załogami (dwie tury) spłynęły Wełtawą i Łabą na trasie: Praga – Drezno – Berlin.
  • 1975. Na miejsce obozu żeglarskiego dh Roman Bykowski wybrał miasteczko Woldegk, leżące w powiecie Strasburg (województwo Neubrandenburg) w NRD.
  • 1976. Cały kwiecień trwały intensywne prace nad budową czterech egzemplarzy jachtu kabinowego „Foka”. Kaliską „stocznię” jachtową urządzono w sali gimnastycznej Zbiorczej Szkoły Gminnej. A latem nowe „Foki” ruszyły na swój dziewiczy rejs, czyli kolejny spływ 48. DŻ Dunajem do Morza Czarnego.
  • 1977. Trzeci spływ Dunajem postanowiono rozpocząć odpowiednio wcześniej (10 czerwca) aby tym razem już nie zabrakło czasu na dotarcie do Turcji i Istambułu. Do współuczestnictwa zaproszono młodzież z Technikum Rybołóstwa Morskiego w Kołobrzegu.
  • 1978. W nagrodę za zajęcie I miejsca w ogólnopolskim konkursie na najlepszą wodną drużynę harcerską („O proporzec Leonida Teligi”) – przyznano kaliskim harcerzom 10 miejsc w rejsach pełnomorskich. Ponadto pod kierownictwem dh Romana Bykowskiego zorganizowano spływ żeglarski Notecią, Wartą i Odrą na trasie od Drezdenka do Szczecin Dąbia.
  • 1980. Drugi obóz żeglarski w okolicy miasta Woldegk (NRD) zorganizowany dla 48. DŻ przy Zbiorczej Szkole Gminnej w Kaliszu Pomorskim.
  • 1981. Trzeci obóz żeglarski w okolicy miasta Woldegk.
  • 1982. Z myślą o urządzeniu spływu Dunajem od miasta Regensburg (Ratyzbona) na terenie RFN, a następnie przez Austrię, Czechosłowację i Węgry kanałami na Balaton i pływanie po Balatonie, rozpoczęto budowę dwóch jachtów kabinowych typu „Sasanka”. Czwarty obóz żeglarski w okolicy miasta Woldegk.
  • 1983. Wykonano drugi jacht „Sasanka”. Zaplanowany spływ Dunajem na dwóch „Sasankach” i dwóch „Fokach” (w dziesiątą rocznicę pierwszego spływu tą rzeką na omegach) od Regensburga przez Wiedeń, Komarno, Budapeszt na Balaton, z wielu powodów nie odbył się. W zastępstwie zorganizowano rejs żeglarski na Mazurach.
  • 1984. Rejs żeglarski na Mazurach. Zatwierdzony na posiedzeniu Głównej Kwatery ZHP spływ Dunajem (na trasie: Bratysława – Budapeszt – Balaton) nie odbył się z przyczyn formalnych.
  • 1985. Rejs żeglarski na Mazurach. Spływ Dunajem znowu nie doszedł do skutku z winy Głównej Kwatery ZHP.
  • 1986. Spływ żeglarski Dunajem (organizator i kierownik wyprawy – Roman Bykowski).
  • 1987. Wyprawa żeglarska do Finlandii na dwóch jachtach typu „Sasanka”, na akwenie Päijänne. Obóz żeglarski na terytorium NRD pod miejscowością Waren.
  • 1988. Wycieczka okrężna promem „Pomerania” na trasie: Gdańsk – Helsinki – Gdańsk, zorganizowana w ramach „Szkoły na morzu”.
  • 1989. Wycieczka okrężna promem na trasie: Świnoujście – Kopenhaga – Świnoujście, zorganizowana w ramach „Szkoły na morzu”.

Polityka

Jesienią 1969 roku w gabinecie dyrektora kaliskiego Liceum pojawiło się dwóch tajemniczych panów. Funkcjonariuszy, lecz w cywilu, czyli pracowników służby bezpieczeństwa szczebla wojewódzkiego w Koszalinie. Wypytywali szczegółowo o przebieg rejsu żeglarskiego do Hamburga, w którym minionego lata Roman Bykowski uczestniczył. A trzeba wiedzieć, iż wówczas jakikolwiek wyjazd na Zachód, czyli za „żelazną kurtynę”, wymagał nie tylko wielu pozwoleń ale i często łączył się po powrocie z wypytywaniem wiadomych funkcjonariuszy o „ to lub tamto”. Przybyszom chodziło o zachowanie kapitana polskiego jachtu, czy aby nie było podejrzane, a zwłaszcza czy on podczas pobytu w Hamburgu gdzieś na kilka dni nie zniknął?
Bykowski wiedział oczywiście, że kapitan zniknął, bo wyjechał na te kilka dni postoju do Paryża, by odwiedzić bliską sobie rodzinę. Potem wrócił i nadal dowodził jednostką w rejsie powrotnym do Polski. Tylko dlaczego miałby o tym właśnie on opowiadać? Skoro ktoś z załogi już wydał kapitana, trzeba jakoś z tej sytuacji wybrnąć odpowiadając oględnie. Czyli tak, że nie pamięta takich szczegółów gdyż był zajęty zwiedzaniem Hamburga. Funkcjonariusze w cywilu popatrzyli mu się długo w oczy i wolno, tak jak na szpiegowskich filmach, oświadczyli wprost: dajemy panu ostatnią szansę na powiedzenie prawdy… Bykowski  swojego stanowiska jednak nie zmienił i pozostał przy wersji o braku pamięci do takich szczegółów.
Funkcjonariusze bez słowa pożegnania zaczęli wychodzić z gabinetu dyrektora Liceum. Tylko w drzwiach zatrzymał się jeden z nich i z groźbą w głosie stwierdził, że „Pan nas jeszcze popamięta, bo takie kłamstwo nie może ujść płazem”. Na konsekwencje tej groźby nie trzeba było długo czekać. Wkrótce wojewódzki kurator oświaty w Koszalinie przekazał mu na piśmie cały szereg zarzutów i zastrzeżeń do jego pracy. Bynajmniej nie miały one charakteru merytorycznego odnosząc się do poziomu czy procesu edukacji, lecz były natury politycznej. Najważniejszy dotyczył zaniedbań w pracy propagandowej na terenie Kalisza Pomorskiego, za którą odpowiadał jako członek partii. Nie dopilnował bowiem laickiego wychowania młodzieży gdyż w internacie odkryto obrazki z podobiznami świętych, przywiezione z domu przez wychowanków.
To było w tamtych realiach poważne oskarżenie. Kurator z Koszalina poradził mu, by nie czekając na formalne wymówienie sam złożył rezygnację z funkcji dyrektora kaliskiego Liceum pozostając jego nauczycielem. I w ten sposób, niekorzystnie dla zawodowej kariery, lecz korzystnie dla żeglarstwa i młodzieży, druh Roman zabrał się ze zdwojoną energią za kompletowanie własnych jachtów harcerskiej flotylli na jeziorze Bobrowo Wielkie. Wyprowadzał w każde wakacje członków drużyny na coraz to inne wody. Awansował także w hierarchii stopni żeglarskich zdając egzamin na sternika morskiego. Nie uzyskał jednak pełni uprawnień gdyż potrzeby był do tego staż w rejsach, a po aferze ze służbą bezpieczeństwa odebrano mu pozwolenie na pływania morskie. W międzyczasie nieco się w Polsce pozmieniało po grudniu roku 1970. Wkrótce potem nastąpiła reorganizacja szkolnictwa i zaproponowano mu w 1973 roku by objął strategiczne w Kaliszu Pomorskim stanowisko Gminnego Dyrektora Szkół, ustalającego budżet dla podstawówki oraz liceum.
Właśnie jako Gminnego Dyrektora Szkół i opiekuna 48. Drużyny Żeglarskiej zaproszono go w końcu lat 70. XX wieku na posiedzenie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Koszalinie poświęcone kierunkom kształcenia i wychowania młodzieży. Kierownicy największych placówek oświatowych chwalili się tam procentami świadczącymi o stopniu tzw. uczłonkowienia, czyli przynależności uczniów do organizacji młodzieżowych, które nosiły wtedy bez wyjątku przymiotnik „socjalistyczne”. Nawet wewnątrz Związku Harcerstwa Polskiego powołano w szkołach średnich HSPS, czyli Harcerską Służbę Polsce Socjalistycznej. Za te podawane „procenty” przynależności wszyscy bili im brawo, a sekretarze kiwali z aprobatą głową.
Nadeszła kolej na zaplanowane wystąpienie druha Romana, który opowiedział o działalności kaliskich harcerzy wodniaków. Jednym słowem wykazał, że w wychowaniu młodzieży nie decyduje ilość osób zorganizowanych, lecz ich jakość. I wystarczy jedna dobra, specjalistyczna drużyna harcerska, by zainspirować do aktywności wielu swoich kolegów. I realizować skutecznie zasadę wychowywania młodzieży przez pracę. Bo do 48. DŻ w Kaliszu Pomorskim nie można się po prostu zapisać, gdyż trzeba najpierw wykazać się dobrymi wynikami w nauce i w pracy. A żeby popłynąć na rejs, trzeba w obu dziedzinach być prymusem. Kiedy skończył na sali zapadło milczenie. Nikt nie klaskał, nikt nie podał mu ręki ani nie podziękował. Tylko jeden najbliższy kolega zapytał go cicho: „Roman czy ty jeszcze nie zmądrzałeś?” Wreszcie odezwał się sekretarz wojewódzki mówiąc, że są różne metody dochodzenia do celu, lecz bezwzględnie najlepsze wskazuje partia. A wytyczona przez nią linia wymaga jak największego stopnia zorganizowania młodzieży, by móc na nią wpływać zarówno w szkole jak i w czasie wolnym.
W przerwie jaka wtedy nastąpiła w obradach do druha Romana podszedł towarzysz, który siedział w prezydium konferencji, i którego przedstawiono jako wiceministra oświaty i wychowania. – Przyznaję wam całkowitą rację druhu. Mówię tak, bo sam jestem harcerzem. Ale przecież dobrze wiecie, że o wszystkim decyduje partia, więc teraz jest nacisk nie na jakość, a na ilość – powiedział otwarcie wiceminister. I może właśnie dzięki niemu druha Romana nie spotkały po jego „nieprawomyślnym” wystąpieniu żadne, kolejne restrykcje polityczne.
Ale i tak na problemy nie trzeba było długo czekać. Gminny Dyrektor Szkół podlegał bezpośrednio Naczelnikowi Miasta i Gminy w Kaliszu Pomorskim. A ten wymyślił sobie, że młodzież szkolna ma w czynie społecznym zbierać na polach kamienie. Roman Bykowski stanowczo się temu sprzeciwił wchodząc w ostry konflikt z naczelnikiem. Ten nie mogąc wyegzekwować swojej decyzji, odebrał dyrektorowi uprawnienia finansowe, co uniemożliwiło mu skuteczne zarządzanie oświatą. Wszystko skończyło się kolejną rezygnacją ze stanowiska i odejściem na emeryturę z zachowaniem połowy etatu nauczycielskiego w Liceum.

Kalisz Pomorski

Już po przyjeździe do Kalisza Pomorskiego poczuł, że to miasteczko, przepięknie położone pomiędzy jeziorami, to jego miejsce na ziemi. A jednocześnie miejsce, w którym jest bardzo wiele do zrobienia. Nie tylko w dziedzinie oświaty, lecz również w dziedzinie budownictwa gdyż stara szkoła, zwana „Czerwoną”, dosłownie pękała w szwach mieszcząc w jednym gmachu uczniów podstawówki i licealistów. Obie te placówki formalnie rozłączono w roku 1966, a sam gmach podzielono w układzie pionowym. Aby uzyskać niezbędną liczbę sal, nawet w auli urządzono dodatkowe klasy, a nauka odbywała się na dwie zmiany.
Na sesji Rady Miejskiej w lutym 1965 roku sytuację lokalową kaliskiego szkolnictwa uznano za wręcz katastrofalną. Zresztą podobnie katastrofalne były wyniki w nauce, co uznano właśnie za skutek bardzo złych warunków funkcjonowania oświaty. Wtedy brakowało nawet miejsca na urządzenie świetlicy, w której uczniowie mogliby odrabiać lekcje. A mimo to władze powiatowe w Drawsku Pomorskim skreśliły z planu budowę nowej szkoły. Z inicjatywy dyrektora placówki oraz nauczycieli powołano komisję, która miała podjąć wszelkie starania o realizację tej koniecznej w Kaliszu Pomorskim inwestycji. Ukoronowanie wieloletnich starań nastąpiło dopiero w roku 1977, kiedy oddano do użytku Zbiorczą Szkołę Gminną gdzie przeniesiono starsze klasy podstawówki, zwalniając dodatkowe sale dla Liceum.
Jako Gminny Dyrektor Szkół Roman Bykowski nie zaniechał dalszych starań o polepszenie bazy materialnej kaliskiej oświaty. I we współpracy z miejscowym przedsiębiorstwem „Żelgazbet” oraz ekipą remontową Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” doprowadził do rozbudowy nowego gmachu przy ul. Kaszubskie Błonia, z racji koloru tynków nazwanego „Białą Szkołą”. Powstały tu wtedy także mieszkania dla nauczycieli. Jedno z nich Roman Bykowski zajmuje do dziś, mając ze swoich okien doskonały widok na centrum miasta i jezioro Bobrowo Małe. Ale przecież nie tylko ten gmach zostawia po sobie, bo dokonał w Kaliszu Pomorskim czegoś znacznie bardziej trwałego niż wzniesione mury…
Spoglądając na Bobrowo Małe, stanowiące dawną zatokę Bobrowa Wielkiego, Roman Bykowski kieruje wzrok oraz myśli w stronę żeglarskiej przystani. I tych młodych ludzi, którzy przejmując od niego żeglarską pasję byli w stanie popłynąć daleko w świat. Popłynąć dużo dalej niż inni, i osiągnąć dużo więcej. – To była wspaniała młodzież. Dziękuję wszystkim moim wychowankom za te niepowtarzalne chwile, kiedy docierając na jachtach do celu żeglugi, spełniały się nasze wspólne marzenia – mówi druh Roman. I przewraca po raz tysięczny karty swojej najulubieńszej lektury – kroniki wypraw 48. Drużyny Żeglarskiej w Kaliszu Pomorskim.
Bo była ona, po córce i synu, jego trzecim dzieckiem. A właściwie wszyscy należący do 48. DŻ druhowie byli jego dziećmi. To dla nich planował rejsy o jakich inni w tych trudnych czasach mogli tylko marzyć. A on marzeń się nie bał. Nie bał się też przeszkód stawianych na drodze do celu. Załatwiał paszporty, wizy, pieniądze, w tym tzw. środki dewizowe, które wówczas wydzielano jak na lekarstwo. I jeśli tej całej olbrzymiej machiny nie udało się zgrać w jednym roku, wymyślał rozwiązania zastępcze, a w roku kolejnym organizował coś jeszcze bardziej fascynującego. Co przyciągało do jego Drużyny wciąż nowych, spragnionych prawdziwych przygód żeglarzy, z których potem wyrośli ludzie tacy jak druh Roman: niepokonani przez wichry życiowych trudności.

Prześlij relację - zrobiłeś zdjęcia, chcesz pokazać ciekawą informację, wydarzenie, miejsce lub coś co może być interesujące. Zapraszamy. Pisz Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub odezwij się do na Facebook DSI.

Roman Bykowski - Kalisz Pomorski przybliża sylwetkę mieszkańca.

 

Dodatkowe informacje

  • .:
Powrót na górę

Moje konto

Współpracujemy

       https://www.ubezpieczeniemieszkania.pl/

Zostań promotorem

Więcej