Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności
Jak wyłączyć cookies?   
ROZUMIEM

Kim jest Greta Drawska? Najmniejsze miasteczka skrywają największe tajemnice

  • Napisane przez  DSI, Materiały ZNAK
Fot. Archiwum prywatne autorki książki Fot. Archiwum prywatne autorki książki

Kilka dni temu na skrzynkę email DSI od wydawnictwa ZNAK przyszła wiadomość o nowej książce, której premiera odbyła się 14 lipca. Akcja tej książki rozgrywa się na Pojezierzu Drawskim. Jest ona częścią tzw. serii drawskiej.

Chichot jest trzecim tomem cyklu kryminałów z prokurator Wandą Just i komisarzem Piotrem. Autorką jest Greta Drawska, a właściwie Małgorzata Hayles, która urzeczona pięknem Pojezierza Drawskiego, przy pisaniu trylogii nawet przyjęła taki pseudonim.

Seria o prokurator Wandzie Just i komisarzu Piotrze Dereniu to mój gatunkowy debiut. Stąd zrodziła się potrzeba pseudonimu, który nawiązuje do Pojezierza Drawskiego – mówi Greta Drawska, a właściwie Małgorzata Hayles.

Chciałam w ten sposób uhonorować miejsce, które niespodziewanie pojawiło się w moim życiu, zaczarowało od pierwszego wejrzenia i zainspirowało do opowiedzenia kilku, mam nadzieję, ciekawych historii.

Ciekawostką jest to, że wydana w tym tygodniu w Wydawnictwie Znak "Chichot" ma być również zekranizowana. O trylogii i nowej książce z Małgorzatą Hayles rozmawiała Karina Caban-Rusinek:

Dlaczego zdecydowałaś się napisać trylogię o prokurator Wandzie Just i komisarzu Piotrze Dereniu pod pseudonimem?

Długo zastanawiałam się nad tą decyzją, bo pseudonim to czapka niewidka ze wszystkimi plusami i minusami takiego rozwiązania. Siostry Brontë podpisywały się męskimi pseudonimami w czasach, gdy rolą kobiety było wyłącznie trwanie przy mężu. Elena Ferrante, tajemnicza autorka lub – jak się obecnie uważa – autor popularnego cyklu neapolitańskiego, wspomina w wywiadach o większej wolności artystycznej. Stephen King pisał pod pseudonimem Richard Bachman, J.K. Rowling stworzyła Roberta Galbraitha, a nasz rodzimy autor, Remigiusz Mróz, powołał do życia Ove Logmansbo, bo przyświecała im chęć ponownego sprawdzenia się w roli debiutanta i odcięcia od poprzedniej twórczości.

Poza przytoczonym tu przykładem sióstr Brontë każda z tych motywacji jest mi bliska. Bezpośrednio przed napisaniem serii drawskiej wydałam przecież (wspólnie z Magdaleną Kawką) cykl Kobiety nieidealne. Trudno o książki mniej kojarzące się z kryminałami.

Seria o prokurator Wandzie Just i komisarzu Piotrze Dereniu to mój gatunkowy debiut i stąd zrodził się potrzeba pseudonimu, który nawiązuje zresztą do Pojezierza Drawskiego. Chciałam w ten sposób uhonorować miejsce, które niespodziewanie pojawiło się w moim życiu, zaczarowało od pierwszego wejrzenia i zainspirowało do opowiedzenia kilku, mam nadzieję, ciekawych historii. Paradoksalnie, choć pseudonim to sztuczna tożsamość, jest coś prawdziwego w utworze pozbawionym kontekstu autora. Zostaje nagi tekst i sam musi się obronić.

To skąd teraz ten coming out?

Pseudonim powstał na potrzeby serii drawskiej, można więc powiedzieć, że z końcem trylogii minął jego termin ważności. W ostatnim tomie (Chichot) zamordowany zostaje autor powieści kryminalnych, który nomen omen wydaje je pod pseudonimem. Podświadomie rozprawiłam się więc ze swoją nową tożsamością, stworzoną dla potrzeb cyklu.

Polubiłam Gretę Drawską. Wyobrażam sobie, że to chłodna wysoka blondynka, która w niczym mnie nie przypomina. Niemniej żegnam się z nią bez żalu. Wzbogaciła mnie jako autorkę o kolejne doświadczenie, ale cenię sobie żywy kontakt z czytelnikami i bardzo mi go brakowało. Gdy zastanawiano się, kim jest tajemnicza Greta Drawska i dlaczego nigdzie nie ma informacji na jej temat, czułam się z tym źle. Zrozumiałam, jak ważne jest dla mnie przyjmowanie odpowiedzialności, spójność i autentyczność we wszystkim, co robię. Pisząc, sięgam mocno do swojego wnętrza, więc w dłuższej perspektywie nie dałoby się inaczej. Z przyjemnością wracam do swojego nazwiska jak do domu.

Co takiego urzekającego jego jest w okolicach Drawska, że umieściłaś tam akcję swojej kryminalnej trylogii? Czy to naprawdę magiczna okolica?

Polska w ogóle jest piękna i trzeba było pandemii, by niektórzy z nas zdali sobie z tego sprawę. Pojezierze Drawskie to jedna z niedocenionych pereł krajobrazowych, mijanych w pędzie nad Bałtyk. Może to i dobrze, bo dzięki temu nie zostało jeszcze zadeptane i obfituje w dzikie miejsca.

To polodowcowy raj pełen jezior (dwieście pięćdziesiąt z nich ma powierzchnię powyżej hektara), morenowych wzniesień i wąwozów. Ten krajobraz nigdy się nie nudzi. Najchętniej spędzam czas właśnie tam, w ponad stuletnim domu nieopodal jeziora Komorze.

Otoczone gęstymi lasami bukowymi, z mało dostępną linią brzegową, przypomina schowany przed ludzkim okiem klejnot. Drawskie jest idealną scenerią dla kryminałów i thrillerów, bo nie od dziś wiadomo, że doskonale gra się na kontrastach.

Sielski krajobraz to znakomite tło dla najgorszych zbrodni. Poza tym to obszar, tzw. Ziem Odzyskanych, gdzie nawet teraz, po latach, tożsamość regionalna dopiero się kształtuje. To bliski mi temat, bo sama pochodzę z Lubuskiego. Wpływa to mocno na specyfikę społeczności. Do tego przez wiele lat znajdowała się tam tajna baza Armii Czerwonej, przez co pojezierze nabrało jeszcze bardziej tajemniczego charakteru.

No właśnie. W trzeciej części, Chichocie, pojawia się jeszcze jedno niesamowite miejsce - Borne Sulinowo? Skąd taki pomysł?

Przyświecała mi myśl, by w fabułę każdego tomu wpleść wątki historyczne powiązane ze współczesnym śledztwem. W Rytuale jest to historia budowy Pałacu w Siemczynie i pewnego obrazu, w Stosie opowiadam historię Sydonii von Borck, najsłynniejszej pomorskiej szlachcianki oskarżonej o czary i spalonej na stosie, a w Chichocie pojawia się nowsza historia radzieckich wojsk stacjonujących w Bornem Sulinowie, w którym wcześniej mieścił się niemiecki garnizon wojskowy.

To jednak seria kryminalna, nie historyczna, dysponowałam więc ograniczoną przestrzenią fabularną. Zdecydowałam się wpleść te wątki, by dać szersze tło, zbudować klimat i rozbudzić apetyt

czytelników na więcej. Do niektórych bardziej przemówi historia obrazu, do innych dramatyczne losy Sydonii czy poradzieckie miasta widma. Odwiedziny w przeróżnych zakątkach Drawskiego stymulują wyobraźnię, a ludzie, których spotykam, często mówią: hej, a o tym pisałaś? Jeszcze nie? No, to koniecznie musisz o tym napisać!

Która z części trylogii jest dla Ciebie najważniejsza?

To jak części tryptyku, który dopiero w całości nabiera przestrzeni, koloru i głębi. Choć poszczególne tomy można czytać oddzielnie, bo zagadka kryminalna jest inna w każdym z nich, najlepiej zapoznać się z całością.

W Rytuale zawiązują się wątki obyczajowe. To w nim powołałam do życia Wandę i Piotra. W Stosie uwielbiam Sydonię von Borck, jedną z tych kobiet, które wyprzedzają epokę i nie boją się iść pod prąd. Jej życie i legenda dodają temu tomowi, cóż, namacalnego wręcz blasku. Za to Chichot jest mi szczególnie bliski, bo przeplatają się w nim wątki ze świata wydawniczego i literackiego. Zadedykowałam go pisarzom, tym pięknym wariatom.

Nie mogę się doczekać ekranizacji serii i mam nadzieję, że niebawem dojdzie ona do skutku. To będzie nowe doświadczenie – zobaczyć swoich bohaterów na ekranie.

Kogo widziałabyś w roli Wandy i Piotra?

Mamy wielu zdolnych aktorów, ale jednym z polskich seriali, który bardzo lubię jest Wataha. I choć w powieści Wanda jest blondynką, widzę w tej roli Aleksandrę Popławską, a u jej boku Leszka Lichotę.

Kim jest Greta Drawska? Najmniejsze miasteczka skrywają największe tajemnice

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wanda uniosła brwi. Cóż, choć Wrzos miał rację na temat jej stosunku do literatury popularnej, zdaje się, że będzie musiała się zapoznać z twórczością denata.

– Co o nim wiemy? Poza tym, że był znanym pisarzem, który z jakiejś przyczyny ukrywał się pod pseudonimem? – zapytała Piotra, gdy stali już na zewnątrz, a ciało Jakuba Tomczyńskiego było w drodze na sekcję zwłok.

Przed kilkoma tygodniami zauważyła, że Dereń schudł, a teraz zamiast cameli pykał elektronicznego papierosa, jakby to była fajka. Po raz kolejny pomyślała o Gandalfie. Gdyby tak jeszcze długie włosy i płaszcz… Zamrugała, by wyrzucić ten obraz z głowy. Był to w każdym razie kolejny dowód na to, że plotki, które do niej dotarły, prawdopodobnie nie mijają się z prawdą. Słyszała, że podkomisarz spędza dużo czasu na nowej siłowni na komendzie i że spotyka się z jakąś kobietą. Cóż, najwyraźniej rzucił dla niej substancje smoliste, choć nie nikotynę – pomyślała z przekąsem.

– Na razie niewiele. Na pewno miał nietuzinkowy gust. – Piotr kiwnął głową, wskazując płaski dach pokryty darnią, nad którym szumiały konary dębu. Wanda widziała drzewo zaraz po przyjeździe, ale była przekonana, że rośnie za domem, a nie przestrzeliwuje się przez strop. – Dobrze wychowywałoby się tu dzieci, nie uważasz?

– W sensie: sarenki i jelenie podchodzące pod same okna? Marzenie myśliwego.

– Ale z ciebie cynik, czy raczej powinienem powiedzieć: cyniczka. Podobno teraz lubicie, jak do wszystkiego dodaje się żeńskie końcówki.

– Nie wiem, co inne kobiety „lubicie”, ale sama nigdy nie byłam fanką poprawności politycznej. Za bardzo trąci dogmatyzmem, który podobno stara się zwalczać – dokończyła może odrobinę za ostro, ale nigdy nie lubiła się identyfikować z żadną grupą, ani zawodowo, ani prywatnie. A jeśli Piotr myśli, że ona i jego nowa kobieta mają ze sobą coś wspólnego, to się grubo myli. Odwróciła się w stronę domu, żeby ukryć zdenerwowanie. Kamienna bryła wtapiała się w krajobraz, zdawała się stać tu od zawsze. Tuż za płotem rozpościerał się las; sprawiał wrażenie, jakby rozstąpił się jedynie na chwilę, by zaraz pochłonąć tę przedziwną budowlę, ukryć ją w swej gęstwinie. Gdyby tylko wynieśli się stąd ludzie, natychmiast wziąłby ją w posiadanie. Korzenie drzew wrosłyby w darń na dachu, okna pokryłby mech, a w zacienionych zakamarkach rozpoczęłaby się cicha owadzia kolonizacja. Brązowopiaskowy kamień, którego użyto do budowy, pochodził zapewne z rozbiórki poniemieckich stodół, które wciąż można było znaleźć w okolicy. Z boku dobudowany był przeszklony pawilon, który wcześniej Wanda wzięła za ogród zimowy, ale teraz, gdy podeszła bliżej, widziała, że jest tam basen. Niewielki, w kształcie fasolki jak w hotelowym spa, wyłożony płytkami nadającymi wodzie idealnie lazurowy odcień. W odbiciu za sobą zobaczyła twarz Piotra. Teraz, gdy zgubił kilka kilogramów, znowu przypominał chłopaka sprzed lat, z którym mieszkała w jednej kamienicy.

– Jak się trzymasz? – zapytał.

Wiedziała, że nie ma na myśli oględzin i ciała z wbitym kołkiem. Od zamka na dole jej kurtki odchodziła niebieska nitka i Wanda próbowała ją urwać, ale ta trzymała się zbyt mocno, więc zwinęła ją w małą kulkę. Znacznie większą poczuła w gardle.

–Nie było mnie wtedy na miejscu. Gdybym był, przyszedłbym na pogrzeb. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

 

Dodatkowe informacje

  • .:
Powrót na górę

Moje konto

Współpracujemy

       https://www.ubezpieczeniemieszkania.pl/

Zostań promotorem

Więcej