Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności
Jak wyłączyć cookies?   
ROZUMIEM

Diabelskie półwyspy nad Lubiem, Siecinem i Wąsoszem

Od kilku lat zajmuję się badaniem dawnych legend naszego regionu i jak nieraz już zaznaczałem, zaliczam je do dziejów Pojezierza Drawskiego. Kiedy ruszam jednym z licznych szlaków i tych oznakowanych i tych, które sam sobie skonstruowałem, zawsze robią na mnie duże wrażenie miejsca, o których wiem, że związane są z nimi stare legendy. Kiedy dowiem się o tych legendach po zrealizowaniu wędrówki, narasta we mnie ogromna chęć powrotu na tę trasę. Tłumaczę to sobie tak, że jest to już zupełnie inny szlak, bowiem jest to szlak, który został na nowo przystrojony tajemnicą i ludzką fantazją.

Moje zainteresowanie budzą oryginalne legendy występujące tylko w jednym miejscu jak np.: legenda o Adamowym Tańcu, legenda o Francuskim Stanowisku, czy też legendy o powstaniu niektórych miejscowości. Ale wcale nie mniej intrygujące są tzw.  serie legend (to taka moja robocza nazwa). Legendy te opierają się na bardzo podobnym motywie przewodnim, jednak każda z nich jest trochę inna. Dzisiaj opowiem legendy z takiej serii, która powstała wokół bardzo charakterystycznych półwyspów, które wydają się być rezultatem czyjejś chęci przepołowienia jezior. Na Pojezierzu Drawskim znalazłem trzy takie legendarne półwyspy, a raczej, jak zaraz się przekonamy, diabelskie półwyspy. Znajdują się one nad trzema wspaniałymi jeziorami: Lubie, Siecino i Wąsosze.

Rozpoczniemy od dwóch legend związanych z półwyspem, który znajduje się w pobliżu wsi Linowno, a przed II wojną światową nazywany był półwyspem Woltersdorf (dawna nazwa Linowna). Obecnie przyjęła się nazwa Ostry Róg. Cypel wieńczący ten półwysep nazywany był dawniej Teufelspitze, czyli Diabelski Cypel. Ta intrygująca nazwa związana jest ze starą legendą, której dwie wersje udało mi się odnaleźć:

  • Legenda o diable i pasterzu

Przed wieloma laty nad jeziorem Lubie pewien pasterz pasał swoje owce, jednak nie był zadowolony z wyeksploatowanego pastwiska i tęsknie spoglądał na przeciwległy brzeg, gdzie obok karwickiego pałacu widać było piękne miejsca wypasu. Jakże wspaniale byłoby przejść z całym swoim stadem na te obszerne i świeże łąki. Kiedy pewnego dnia te uporczywe myśli powróciły po raz kolejny, z tumanu kurzu wyłonił się nagle dziwny wędrowiec, który zapytał pasterza, nad czym tak rozmyśla. Owczarz opowiedział nieznajomemu o swoim pragnieniu, a wtedy wędrowiec rozpromienił się: „Nie ma nic prostszego. Mogę wybudować dla ciebie i twego stada most. Zrobię to przez jedną noc, skończę pracę do jutra rana, zanim trzykrotnie zapieje kur. Będziesz mógł popędzić swoje owce na upragnione łąki!”. Pasterz słysząc te przechwałki roześmiał się szczerze i poklepał protekcjonalnie wędrowca po plecach. Jednak tamten był poważny i zaproponował zakład, w którym pasterz miałby postawić swą duszę. Teraz dopiero owczarz spoważniał. Przeszył go dreszcz trwogi, gdyż zbyt późno zrozumiał, że ma do czynienia z samym diabłem. Nie chciał jednak drażnić czarta swoją odmową, a poza tym rzeczywiście uważał, że nikt nie zbuduje takiego mostu przez Lubie w ciągu jednej nocy, nawet jeśli byłby księciem piekieł. Po chwili zastanowienia pewny swej racji pasterz podjął wyzwanie i przyjął zakład. Zanim trzeci raz zapieje kogut w majątku ziemskim w Karwicach most miał zostać zbudowany. Wędrowiec przyjął teraz swą prawdziwą postać diabła i począł ze świstem fruwać nad brzeg jeziora, wrzucając do wody ogromne ilości piasku. Pędzał tak w tę i z powrotem, budując szeroką groblę prowadzącą na drugi brzeg. W pośpiechu gubił liczne głazy przenoszone razem z piaskiem, dlatego dziś tak wiele kamieni możemy znaleźć w okolicach jeziora. Kiedy pierwszy raz odezwał się kogut w Karwicach most był prawie gotowy i pasterz przeraził się. Rzucił się na kolana i gorąco modlił się, wzywając Pana Boga na pomoc. Ostatecznie został wysłuchany. Kiedy diabeł pędził nad jezioro z ostatnimi kamieniami, karwicki kogut zapiał dwukrotnie, nie robiąc przerwy. Wściekły diabeł rzucił z rozmachem trzymane kamienie, burząc prawie ukończony most. Musiał  odejść z niczym. Miejsce, w którym zawarty został zakład do dziś nosi nazwę Diabelskiego Cypla . [i]

Pałac w Karwicach

Inną legendę dotyczącą Diabelskiego Cypla, odnalazłem w artykule Harryego Voya, który z kolei powołuje się na opowieść Ottona Rambowa z Drawska Pomorskiego:

  • Legenda o diable i rybaku

W miejscu, które nazywa się Diabelskim Cyplem pewien niefrasobliwy rybak zapisał swą duszę diabłu, w zamian za co przez siedem lat miał mieć bardzo bogate połowy ryb i stać się przez to bogatym. Nadeszły piękne lata i czas biegł bardzo szybko. Rybak zapomniał o kontrakcie. „Może to był tylko zły sen” – myślał. Na tydzień przed upływem siódmego roku spotkał jednak nad jeziorem diabła, a ten przypomniał mu o obietnicy oddania duszy. Zmartwiony rybak wrócił do domu, gdzie wyznał wszystko swojej żonie. Oboje małżonkowie długo zastanawiali się, co uczynić, żeby przechytrzyć diabła. W końcu żona naszyła na ubranie rybaka dwa wielkie białe krzyże. Dodatkowo wieczorem rozciągnęła dwie białe liny wzdłuż i w szerz łodzi, tak że powstał krzyż chroniący przed złymi mocami. Nocą oboje małżonkowie wyruszyli na połów ryb w okolice półwyspu Woltersdorf. Punktualnie o północy pojawił się diabeł i zażądał duszy rybaka. Kiedy jednak zobaczył krzyże, zatrzymał się i zaczął straszliwie kląć. Zagroził, że wywoła huragan i fale Lubia pochłoną małżeństwo wraz z łodzią. Nadął mocno policzki i zaczął dmuchać raz z południowej, a raz z północnej strony. Żona rozkazała rybakowi wiosłować, podczas gdy sama chwyciła za ster. Kiedy diabeł dmuchał od północy kierowała łódź na południową stronę. Kiedy natomiast pchał fale z południa, łódź była już na północnej stronie. Trwało to dłuższy czas, aż w końcu diabeł nie mógł dalej dmuchać, ponieważ rozbolały go policzki. Wtedy w złości wyrwał ziemię z brzegu i rzucił w kierunku łodzi. Na szczęście nie trafił. Rzucał zresztą wielokrotnie, lecz ciągle bez skutku. W końcu zmęczony zbliżył się do łodzi. Wtedy kobieta wyciągnęła ze swego ubrania uszyty krzyż i pokazała diabłu, na co ten zostawił małżeństwo w spokoju i uciekł. Ludzie opowiadają odtąd, że w tym miejscu jezioro ma dwa szczególnie głębokie miejsca, gdyż diabeł wyrywał ziemię również z dna jeziora.  

Dziś na pięciohektarowym półwyspie Woltersdorf (Ostry Róg) znajduję się pole namiotowe, które jest doskonałym miejscem do podziwiania zachodów słońca nad wielkim jeziorem Lubie. 

Podobną legendą poszczycić się może wieś Siecino. Na wschód od niej znajduje się wielki półwysep, który przecina jezioro Siecino w połowie. Ze wsi bez trudu dojdziemy tam polnymi drogami. Półwysep nazywany niegdyś „Zetziner Nase” (Sieciński Nos) jest dziś pokryty lasem, a wzdłuż jego brzegów prowadzi ścieżka dogodna dla pieszych turystów. Południową część półwyspu zajmuje wzgórze 147 m. n. p. m. zwane kiedyś Werder (Ostrów). Północny odcinek również pokryty jest wzniesieniami. Te dwie części były kiedyś jeziornymi wyspami, które dziś oddziela leżący nad strumieniem Rakoń płaski teren. To magiczne miejsca, o których opowiadano niegdyś liczne legendy o pięknych syrenach, ale dziś opowiemy tylko tę która związana jest z pewnym diabelskim zamiarem. 

Wieś Siecino i półwysep Sieciński Nos.

Wszystkie legendy związane z Siecińskim Nosem poznałem za pośrednictwem przedwojennego złocienieckiego nauczyciela Antona Hellera, który nie tylko zbierał regionalne legendy ale również potrafił je barwnie opisywać miedzy innymi w kalendarzu ojczyźnianym [ii]  wydanym w 1929 r. Poniższa legenda tłumaczy, skąd wziął się półwysep tak głęboko wcinający się w wody jeziora Siecino:

  • Diabelski Nasyp

Na zachód od pałacu w Gawrońcu, na tak zwanej Zamkowej łące znajduje się góra nazywana niegdyś Werderem, gdzie przed wiekami wznosił się doskonale obwarowany zamek, należący do rycerzy-rabusi, czyli raubritterów. Zamek oblany był wodami Jeziora Gawronieckiego, które sięgało wówczas dalej niż dziś. Do twierdzy można się było dostać się tylko przez solidny zwodzony most. Nocami niesforni rycerze opuszczali zameczek, żeby pustoszyć okoliczne wioski na zachodnim brzegu jeziora Siecino. Rabowali i podpalali ludzkie domostwa, nie znając żadnej litości. W okolicy panował strach i rozpacz, tylko wsie po wschodniej stronie jeziora cieszyły się spokojem i dobrobytem. Jedyna droga z Gawrońca na drugą stronę jeziora Siecino prowadziła przez Rosenhoeh (dziś Słowianki), gdzie mieszkali znani z waleczności dobrzy rycerze. A to oni właśnie byli właścicielami wsi tak bardzo pożądanych przez raubritterów. Aby złupić Chlebowo i inne wsie po drugiej stronie jeziora panowie z Gawrońca wpadli na pewien pomysł. Wspomnieć trzeba, że niemal całe jezioro bez północnej zatoki należało do niesławnych rycerzy z Gawrońca. Postanowili oni wybudować nasyp, który umożliwiłby przeprawę i odcinałby północna zatokę należącą do właścicieli Słowianek. Ruszyły prace, lecz toczyły się bardzo powoli. Jezioro było w tym miejscu wąskie ale bardzo głębokie. Służba panów z Gawrońca pracowała długie tygodnie wożąc ziemię i kamienie, lecz efektów nie było widać. Rycerze pędzili wszystkich okolicznych chłopów do pracy, zmuszając ich do porzucania skromnych gospodarstw. Biednym kmiecim rodzinom zaglądał głód w oczy. Wreszcie jeden z pracujących nad groblą chłopów krzyknął w bezsilnej złości: „Do diabła! Oddałbym wszystko, żeby zakończyć tę udrękę!”. Ledwo wyrzekł te słowa, a pojawił się czort i rzekł do osłupiałego chłopa: „Wzywałeś mnie i oto jestem!”. Chłop milczał, a diabeł mówił dalej bardzo przyjaznym tonem: „Nigdy nie zbudujecie tej grobli własnymi siłami, jezioro ma tutaj prawie 50 metrów głębokości, a pod wodą są silne prądy. Będziecie tu pracować dotąd, aż stracicie wszystkie siły, a wasze rodziny poumierają z głodu. Jeśli poważysz się na ucieczkę, to wiesz, co cię czeka. Nie minie wiele godzin, kiedy raubritterzy znajdą twą chatę i puszczą ją z dymem, a ty w najlepszym wypadku powrócisz tu w kajdanach”. Chłop patrzył na demona w bezsilnej złości, gdyż wiedział, że jego słowa odpowiadają smutnej prawdzie. „To ja jestem Twoją nadzieją!” – kontynuował czort – „Mógłbym zbudować groblę w ciągu jednej nocy i uwolnić cię od tej bezsensownej pracy. Twoi panowie będą Cię też uważać za dzielnego człowieka i czekać Cię będzie wiele nagród. Wystarczy, że zapiszesz mi swą duszę, a nim kur zapieje, grobla będzie gotowa i będziesz mógł przejść suchą nogą na drugą stronę jeziora”.  Zmęczony chłop pomyślał o losie swych głodnych dzieci i w końcu przyjął propozycję. Pakt został podpisany i chłop nieco spokojniejszy wrócił wieczorem do swej chaty. Diabeł wziął się natychmiast do pracy rozpoczynając sypanie grobli od chlebowskiej strony. Tymczasem dręczony wyrzutami sumienia nieszczęsny kmieć opowiedział wszystko swej żonie. Kobieta była przerażona: „Cóżeś uczynił? Sprzedałeś swą duszę i czeka Cię wieczne potępienie! Nigdy na to nie pozwolę, to można jeszcze odwrócić. Połóż się teraz do łóżka, a ja wezmę się za księcia piekieł!”. O północy niewiasta ruszyła do kurnika i głośno klasnęła w dłonie trzykrotnie, obudzony kogut zapiał głośno. Posłyszały to koguty w sąsiedztwie i również poczęły piać, zawtórowały im koguty z sąsiedniej wioski, aż w końcu przedwczesne pianie kura dotarło nad jezioro Siecino. Diabeł przerwał pracę i zdumiał się. Grobla była gotowa tylko w połowie.

Tymczasem chłop, który zawarł wcześniej kontrakt z diabłem przybył o świcie nad jezioro. Tutaj spotkał wciekłego diabła, który wrzasnął mu w twarz: „Gdybym wiedział, że wypaplasz wszystko swojej starej, to bym Ci nie pomagał! Teraz będę sr..ł na to, że was rycerze tak bardzo dręczą!”. To mówiąc, diabeł zrobił na brzegu wielką kupę, z której rozchodził się straszny smród. Z wielkim hukiem odleciał w nieznane. Wielka kupa diabelskich odchodów przekształciła się w kamień, który do dziś leży nad brzegiem jeziora, a w wilgotne noce rozchodzi się od niego okropna woń .[iii]

Przeniesiemy się teraz nad jezioro Wąsosze. Mniej więcej w połowie tego jeziora znajduje się znaczne zwężenie, gdzie położone na przeciwległych brzegach cyple niemal dotykają się nawzajem. Woda jest tu znacznie płytsza niż w innych miejscach. Przez środek jeziora ciągnie się podziemny nasyp będący przedłużeniem cyplów, który dzieli jezioro na dwa oddzielne zbiorniki. Patrząc na mapę mamy wrażenie, jakby jezioro zostało złamane w tym miejscu. Łączący cyple podziemny nasyp dawni mieszkańcy okolic nazywali Diabelską Ławą. O powstaniu tego miejsca opowiada bardzo intrygująca legenda opisana przez Antona Hellera w przedwojennym Kalendarzu Ojczyźnianym (Heimatkallender):

  • Diabelska Ława    [iv]

W położonym po zachodniej stronie jeziora folwarku Sułoszyn (dawniej: Zuehlskamp) żył niegdyś kłusownik, który - trawiony jakimś niepokojem - ciągle przemierzał rozległy las po zachodniej stronie Wąsosza, intensywnie polując na dzikiego zwierza. Niemal każdej nocy dźwigał do swojej chałupy ubitą sarnę, jelenia a nawet dzika. Po kilku latach tak bardzo przetrzebił zwierzynę w okolicy, że trudno było tam spotkać choćby jedną zagubioną sztukę. Kłusownik tęsknie spoglądał na drugą stronę jeziora, gdzie rozciągały się lasy należące do majętności Bagienny Dwór (niem. Bruchhof), dziś noszącej nazwę Wąsosz. Ten kompleks leśny łączył się z lasami Bobrowskim i Siemczyńskim, borem nad jeziorem Krzemno oraz wielką puszczą w okolicach Będlina i Świerczyny, należącą do króla Prus. Były to więc ogromne i wspaniałe tereny łowieckie, pełne dzikiej zwierzyny. Zmartwiony kłusownik stał nad brzegiem jeziora i długo zastanawiał się, jak pokonać wodną przeszkodę oddzielającą go od tego kłusowniczego raju. Obejście jeziora zabrałoby mu wiele godzin, poza tym było bardzo niebezpieczne ze względu na liczne bagna.

Na polowaniu stara widokówka

Kiedy pewnego wiosennego wieczoru kłusownik, trzymając w ręku swoją fuzję, znowu stał zamyślony nad brzegiem jeziora Wąsosze, nieoczekiwanie wyrósł obok niego elegancko wystrojony mężczyzna. Kłusownik zdębiał ze strachu, gdyż był przekonany, że został właśnie przyłapany z bronią w ręku przez jednego z gajowych. Obawa jednak okazała się nieuzasadniona, gdyż obcy krzywo się uśmiechnął i uprzejmie zagadnął: „Witaj leśny człowieku. Znam dobrze twe pragnienia i mogę je zaspokoić. Jeszcze dziś wybuduję dla ciebie nasyp przez środek jeziora, a ponadto podaruję ci wolną kulę (Freikugel), abyś zawsze niezawodnie trafiał zwierza, którego chcesz upolować. Musisz tylko spełnić jeden nieistotny warunek… Wystarczy, że zapiszesz mi swoją duszę”. Słysząc te słowa, kłusownik przyjrzał się bliżej swojemu rozmówcy i poznał, że stoi przed nim sam diabeł, książę ciemności we własnej osobie! Nie potrafił jednak zachować rozsądku, gdyż drążyła go nieodparta chęć polowania w bogatych w zwierzynę lasach na przeciwległym brzegu. Bez namysłu odrzekł: „Czym dla mnie jest moja dusza? Czym dla mnie jest duchowość? Sensem mojego życia jest przyjemność leśnych łowów. Teraz pragnę tylko polować, polować bez końca!”. „Świetnie!” – rzekł szatan – „Przyjdź więc jutro wieczorem nad strumień, który wpada do jeziora Krosino, tam gdzie rośnie trójdrzewo, odnajdziesz moją chatę. Odleję dla ciebie wolną kulę, a potem zbuduję nasyp przez jezioro Wąsosze. Tę robotę skończę do przed nadejściem świtu i wtedy podpiszesz własną krwią umowę, która pozwoli mi przejąć po śmierci twoją duszę”. 

Kłusownik przybył punktualnie do chałupy, nad którą wznosiły się pnie trójdrzewa. Diabeł stał już przed paleniskiem i szurał w nim pogrzebaczem. W mgnieniu oka odlana została wolna kula, którą szatan przekazał kłusownikowi. Następnie z sykiem i łoskotem diabeł ruszył w kierunku jeziora Wąsosze, by spełnić drugą część kontraktu i zbudować nasyp. Praca okazała się bardzo ciężka, gdyż musiał wyrywać ziemię położoną między gęsto rosnącymi drzewami, a jezioro było wówczas bardzo głębokie. Jednak posiadając wielką moc, bies radził sobie z tymi przeciwnościami i do północy połowa nasypu była już gotowa. 

Wtedy wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. W jeziorze Wąsosze żył od wieków wodnik, który odpoczywał właśnie w swoim ulubionym miejscu na wyspie zwanej Piotrowym Ostrowem, otoczony licznym dworem wodnych duchów: rusałek, utopców, wiłów, nimf i syren. Cała czereda rozsmakowała się w spokoju jaki panował tam późnym, wiosennym wieczorem. Początkowo wodnik nie zwracał uwagi na praśnięcia ziemi wrzucanej przez diabła do wody, gdyż przypuszczał, że jest to szmer jeziornych fal. Kiedy jednak księżyc oświetlił powierzchnię jeziora, wodnik zobaczył, że jego taflę przecina dziwaczny nasyp. Dostrzegł też diabła biegającego z ziemią w tę i z powrotem. Cały dwór władcy i opiekuna jeziora był oburzony i wstrząśnięty. „Ten obcy śmiał wtargnąć na nasz teren i bez pytania nas o zdanie dokonać brutalnego podziału jeziora” - mówili. Wodnik wydał rozkaz, żeby wszystkie jeziorne duchy ruszyły do zatoki, nad którą leżało Bobrowo i mocno rozkołysały wodę. Pomocny okazał się też wiatr, który nagle począł wiać w kierunku południowo-wschodnim. Nie minęła nawet godzina, a już w stronę diabelskiego nasypu ruszyły wysokie fale, które jedna po drugiej rozbijały się o jego brzegi. Nasyp począł niknąć w oczach. 

Tymczasem pracujący nad drugą połową wału diabeł był tak zajęty wyciąganiem ziemi z lasu, że nawet nie zauważył, że pierwsza część jego pracy została całkowicie zniweczona przez wodnikowych dworzan. Dopiero kiedy na horyzoncie pojawiła się czerwona łuna wieszcząca rychłe nadejście świtu, zakończył swą pracę, spojrzał na swoje dzieło i zawył z gniewu, który wstrząsnął całym jego ciałem. Pierwsza połowa nasypu była kompletnie zniszczona, wielkie fale zmieniły wysoki wał w płaską, podwodną ławę! Cała praca poszła na marne, nie dostanie bies upragnionej kłusowniczej duszy! Promienie słoneczne zaczęły właśnie wyłaniać się zza gęstej ściany lasu Dworu Bagiennego. Nie pomogły przekleństwa i ryki wściekłości, diabeł pracował całą noc daremnie.

Wodnik śmiał się i szydził widząc bezsilną wściekłość i wzburzenie czarta, który ze straszliwym hukiem i łoskotem odleciał do swojego domostwa nad Krosinem. Wtedy duchy wodne wzięły się do pracy i zburzyły pozostałą część nasypu. Pozostały po nim tylko dwa wcinające się w jezioro półwyspy i podwodna Ława Diabelska. Miejscowi rybacy wiedzieli, że nie wolno się do niej zbliżać, szczególnie w nocy, gdyż wodne zjawy nienawidziły tego miejsca i chętnie wyładowywały swoją złość na ludziach przypadkiem tam przebywającym.

Kłusownik wrócił do Sułoszyna bardzo rozczarowany. Nie mógł skorzystać ani z nasypu, ani z pozostawionej mu wolnej kuli, gdyż po tej stronie jeziora nie było już zwierza godnego jego uwagi. Wkrótce wpadł na pomysł, żeby zatrudnić się jako parobek w majątku leśnym w Wąsoszu, ale jego zła sława dotarła tam wcześniej i przepędzono go, gdy prosił o zatrudnienie. Dalej więc chodził nocami do lasu na zachodnim brzegu Wąsosza. Ponieważ rozeszła się wieść, że otrzymał od diabła wolną kulę, gajowi woleli nie wchodzić mu w drogę. Jednak kłusownik nigdy nie znalazł już przyjemności w polowaniach w tej okolicy i pewnej nocy po prostu zniknął. Nikt nie wiedział, dokąd odszedł. 

Pałac w Wąsoszu

Powyższą tę legendę opisałem, korzystając z publikacji Antona Hellera w Kalendarzu Ojczyźnianym. Ten nauczyciel ze Złocieńca był wybitnym znawcą okolicznych legend i pięknie wkomponował w opowieść motyw siedziby diabła przy trójdrzewie nad Krosinem w istocie pochodzący z innej miejscowej legendy. 

Dla wyjaśnienia dodam, że w dawnej mitologii łowieckiej występuje tak zwana wolna kula, której posiadanie gwarantowało strzelcowi, że każdy jego strzał dosięgnie celu. W naszej legendzie kulę taką odlewał diabeł, korzystając ze swojej magicznej siły. Według innych przekazów, kulę należało odlać o północy określonego dnia w jakimś tajemniczym miejscu. Opisywano też inny sposób: należało ukryć się w kościele podczas mszy odprawianej o północy. Kiedy nadeszło podniesienie, trzeba było wycelować kulę w hostię i wtedy wyryć na niej krzyż. W taki sposób miałaby powstać wolna kula. W licznych legendach mówiło się również o wolnym strzelcu, który podpisawszy kontrakt z diabłem, zdobywał wolną kulę. Mógł oddać za jej pomocą siedem strzałów, spośród których sześć było nieomylnie celnych, a siódmy brał kierunek zgodny z wolą diabła, co stanowiło oczywiście poważne ryzyko, gdyż strzelec nie wiedział, który strzał należał do władcy ciemności.

  • i  H.G. Die Teufelspitze am Grossen Luebbesee, Dramburger Kreisblatt. 2/1975 r., s. 17
  • ii  A. Heller, Heimatkalender 1929,  Wasserfrau in Zetzinsee, s. 76-77
  • iii  A. Heller, Heimatkalender 1932,  Teufelsdamm in Zetzinsee, s. 122-124
  • iv  A. Heller, Der Teufelsdamm im Vansowsee, “Heimatkallender fuer den Kreis Dramburg”, Dramburg 1929, s. 84-85. 
Powrót na górę

Moje konto

Współpracujemy

       https://www.ubezpieczeniemieszkania.pl/

Zostań promotorem

Więcej