Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności
Jak wyłączyć cookies?   
ROZUMIEM

Drawski Boże Narodzenie sprzed 100 laty

Jak dziś wyglądają Święta Bożego Narodzenia doskonale wiemy. Może warto zatem dowiedzieć się czym były dla mieszkańców Drawska Pomorskie 100 lat temu? Jak wyglądał okres przedświąteczny? Czy obchodzono pasterkę? Co jedzono w wigilię? Czy były prezenty? Aby zobaczyć oczyma wyobraźni święta sprzed 100 lat należy pamiętać jednak o jednym, bardzo ważnym aspekcie – większość mieszkańców ówczesnego Drawska była Niemcami i protestantami, lecz nawet pomimo odmiennej narodowości oraz religii, odnaleźć możemy wiele podobieństw.

Okres świąt Bożego Narodzenia związany był w szczególności z tzw. „dwunastoma” czy też „dwunastoma nocami”, tj. od 23 grudnia do 5 stycznia.  Gdy podczas długich zimowych nocy wokół domów szalały przenikliwie mroźne burze, wierzono, że praojciec germańskich bogów Wodan, przetaczał powietrze. Pod wpływem chrześcijaństwa wyobrażenie te uległo pewnej modyfikacji. Z Wodana uczyniono dzikiego myśliwego nazywanego Wode, Wor lub Waur, który przemieszczał się ze swoimi groźnymi psami wraz z wiatrem. W ciągu dwunastu świętych nocy zstępował ze swojego królestwa, aby uczynić możliwie najwięcej złego na ziemi. Można było uciec przed jego złym działaniem za pomocą odpowiedniego zachowania, w szczególności poprzez odstraszanie złych mocy hałasem, z czego wywiązało się wiele zwyczajów. 

I tak w trakcie dwunastu dni czy nocy zabronione było prać czy wywieszać pranie – psy złego myśliwego tylko czekały aby je rozszarpać. Kolejnym tego skutkiem byłaby śmierć członka rodziny oraz 11 osób z sąsiedztwa. Kobiety obowiązał wówczas całkowity zakaz szycia, szydełkowania, robienia na drutach czy tkania, gdyż czynności te mogły ściągnąć na dom nieszczęście. Zabraniano także większych prac rolnikom, do których należały m.in. orka, wywożenie gnoju, młocenie zboża.

W trakcie dwunastu dni czy nocy od domu do domu przemierzały baśniowe postacie powodujące wiele hałasu, aby odstraszyć i wypędzić złe duchy. Jako podziękowanie otrzymywali oni różne owoce i inne plony. Postaciami tymi były słomiany niedźwiedź prowadzony przez zamaskowanego starszego na łańcuchu jeźdźca na siwku, bocian oraz matka ziemia. Jeździec na siwku był Wodanem. Niedźwiedź był przedstawieniem złych mocy, natomiast bocian symbolizował płodność. Wygląd tych postaci był zawsze taki sam. Niedźwiedź cały owinięty był słomą, która pokrywała nawet jego ryj. Matka ziemia miała chustę na głowię oraz długi fartuch, jak też kosz, aby zbierać do niego dary. Jeździec jeździł na kiju od szczotki zakończonym drewnianą głową siwka. Bocian nosił maskę zakończoną czerwonym dziobem. Zwyczaj ten jest bardzo podobny do zachowanego w szczególności na południu Polski zwyczaju kolędowania.

Kolędnicy. Dr. Walther Borchers aus: Pommersche Heimatkirche, Ausgabe Weihnachten 1935

W okresie świątecznym przynoszono do domu zielone gałęzie z nadzieją, iż świeża zieleń zimowa odda domownikom swoją siłę życiową oraz uchroni ich przez mocną złych duchów, które właśnie w tym okresie długich nocy były szczególnie aktywne. Dzisiejsze wieńce adwentowe oraz choinka są swoistą modernizacją tego prastarego zwyczaju. Choinki zaś były obowiązkiem w każdym drawskim domostwie.

W wigilię jadano sytą kolację, która w odróżnieniu od katolickiej nie była wolna od potraw mięsnych. Była to jednak uroczystość zdecydowanie świecka, choć ważną rolę odgrywał w niej fragment Biblia o narodzeniu  Jezusa odczytywany przez głowę rodziny.  Oczywiście nie znano wówczas w Drawsku tradycji dzielenia się opłatkiem. Główną potrawą była zaś gęsia pieczeń. Poza tym szczególnie u nas popularne były kołacze w postaci długich, nawet 50 centymetrowych ciast wypełnionych owocami i marmoladą. 

Po kolacji do dzieci przychodził Mikołaj, ale nie był to święty z Turcji, ani też Mikołaj  którego znamy z Laponii.  Określeniem najbardziej przypominającym ówczesnego Mikołaja (Weihnachtsmanna) jest polski Gwiazdor. Jego pomocnikiem zaś nie były elfy czy renifery a parobek Ruprecht (Knecht Ruprecht), który zamiast prezentów rozdawał niegrzecznym dzieciom rózgi. Przed otrzymaniem prezentu jednak, każde z dzieci musiało powiedzieć ładny wiersz z pamięci.

W niektórych kościołach, szczególnie wiejskich, odbywały się nieszpory bożonarodzeniowe, tzw. Christvesper, które pomimo, że nie d były katolicką pasterką odprawianą o północy, to bardzo ją przypominały. Były to uroczyste nabożeństwa wypełnione śpiewaniem kolęd i cieszeniem się z narodzin Jezusa.

Drawa zimą. Widok na mostek za strażą.

Szczególną uroczystością dla drawszczan była Jutrznia w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia o 6 rano, tzw. Christmette Odprawiano ją wedle starego drawskiego zwyczaju, a całość była szczegółowo przygotowywana przez organistę. Dzieci pierwszokomunijne, uczniowie i uczennice wyższych klas szkoły powszechnej były podzielenie na cztery chóry. Każdy z chórzystów otrzymywał kandelabr z dziewięcioma wielkimi świecami. Kandelabry były przechowywane w rodzinach przez cały rok, nierzadko były to okazy przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jeden chór z zapalonymi świecami zajmował miejsce z na chórze organowym, dwa na emporach bocznych. Wraz ze świątecznie ubranymi dziećmi pierwszokomunijnymi niosącymi również kandelabry, duchowny przemierzał świątynię od głównego wejścia do ołtarza, wokół którego po obu stronach świeciły piękne choinki, Później chóry śpiewały ze wspólnotą bądź same, naprzemiennie bądź wspólnie, w pięknych pieśniach bożonarodzeniową nowinę. Po nich następowało krótkie przemówienia duchownego. Wspólnota była w drodze do kościoła już od 4 rano. Dorośli, dzieci wypełniały na siedząco i stojąco świątynie do tego stopnia, że nie można było między nich wcisnąć szpilki.  Wszędzie wokół płonących świec były przygotowane wiadra z wodą i mokre ręczniki, aby zapobiec ewentualnym szkodom spowodowanych ogniem, bądź pomóc w przypadkach omdlenia. Wyjątkowy czar unosił się ponad świątynią. Gdyby nabożeństwo to się nie odbyło, wspólnota bardzo boleśnie by to odczuła. Jedynie raz podczas przebudowy kościoła, ku niepocieszeniu wspólnoty nie odprawiono porannego nabożeństwa bożonarodzeniowego.

Kandelabr używany podczas drawskiej Jutrzni.

Śpiewane podczas okresu świątecznego tzw. Quempas są także typową tradycją, która ostała się w Drawsku. Były to pieśni bożonarodzeniowe śpiewane przez chóry naprzemiennie po niemiecku i łacinie. Szczególnego uroku śpiewaniu dodawały ręcznie robione, zeszyty do nut, które często będące prawdziwymi dziełami sztuki ludowej. Zwyczaj miał swoje korzenie prawdopodobnie jeszcze w czasach przed Reformacją, lecz z czasem został zabroniony w większych miastach. Tym bardziej cenne jest, że zachował się u nas, w Drawsku.

Quempas wykonany w opactwie Maria Laach (Niemcy) w 2008 roku.

Szczególny zwyczaj bożonarodzeniowy kultywowano w Rydzewie. Zadaniem dzieci ze szkoły było udekorowanie dwóch choinek w tamtejszym kościele: jedną z nich ubierały dziewczęta, drugą chłopcy. Cała akcja rozpoczynała się już w listopadzie. W szkole zbierano wówczas pośród uczniów małe kwoty od 20 do 50 fenigów. Wszystkie wpłaty odnotowywano w zeszycie, jednak w taki sposób, aby nikt nie wiedział ile kto wpłacił. Za zebrane pieniądze kupowano kule, które następnie w ostatnią niedzielę przed świętami zamieniały się w bombki. Zbierano się wtedy w domu jednego z uczniów i przygotowywano łańcuchy, ozdoby z papieru oraz wspomniane już bombki. Obie drużyny dekorowały choinki rankiem 24 grudnia. Zadaniem każdej z grup było stworzenie jak najpiękniejszego drzewka bożonarodzeniowego. Sędziami w tym konkursie byli wierni podczas świątecznych nabożeństw. W większości przypadków zwyciężały dziewczęta, jednak nie by to koniec całej zabawy. W dzień Nowego Roku wszyscy uczestnicy rywalizacji zbierali się w kościele, aby rozebrać choinki. Wtedy wyciągano także wspomniany zeszyt z wykazem wpłat. Każde z dzieci otrzymywało dla siebie liczbę bombek odpowiadającą jego wpłacie. Następnie bombki były zabierane do domów i wieszane na domowej choince tuż obok bombek z poprzedniego roku.

Również drawskie stowarzyszenia, towarzystwa i cechy uroczyście obchodziły Boże Narodzenie. Zadaniem takich zgromadzeń było podtrzymywanie starych tradycji, które szczególnie eksponowano podczas świąt. Wtedy wszyscy członkowie spotykali się wspólnie w lokalach, aby wspólnie jako jedna rodzina obchodzić Boże Narodzenie wedle swojej tradycji. W taki sposób Męskie Towarzystwo Gimnastyczne wystawiało zawsze sztukę teatralną w restauracji Sauera. Stowarzyszenie skupiające byłych żołnierzy zbierało się w Sali hotelu Arndt gdzie wystawiano jasełkę, a następnie urządzano wieczór taneczny. Zespoły muzyczne zaś organizowały w czasie świąt wiele koncertów w kościele, restauracjach, jak też na wolnym powietrzu, umilając w ten sposób drawszczanom świąteczny czas. 

Lodowisko przy restauracji Sauera w Parku Chopina.

Prawdziwymi festynami z kolei były lodowe koncerty kapeli miejskiej pod kierownictwem Wilhelma Holtza. W okolicach tarasów (zejście nad jezioro przy ul. Okrzei) przy słonecznych i bezwietrznych niedzielnych popołudniach, kapela schodziła na zamarzniętą taflę jeziora i rozpoczynała koncerty. Dźwięk rozchodził się wówczas tak donośnie, że połowa miasta była na nogach. Wokół jeziora rozstawiano wtedy różne stoiska, gdzie można było nabyć ciasto, kawę, herbatę, ciepłe kiełbaski, słodycze oraz mocniejsze trunki „na rozgrzewkę”. Z góry ukazywał się wtedy uroczy widok sielanki, podczas której panny flirtowały z kawalerami, prowadzono rozmowy sąsiedzkie, rozkoszowano się chwilą, a wszystko to przy czystych dźwiękach świątecznej muzyki.

Okres świąteczny to również okres zabaw dla dzieci i nie tylko. Ówczesne zimy były zdecydowanie mroźniejsze niż obecne. Szczególnym powodzeniem cieszyły się oczywiście jazda na łyżwach i sankach. Ulubionymi miejscami do jazdy na sankach dla młodszych była górka przy dzisiejszym przedszkolu oraz tzw. lodówka za hotelem Arndt. Dla nich wystarczający był zjazd o długości ok. 30 m. Atmosfera przypominała tam przerwę szkolną: hałas, zgiełk, śmiech. Czasami dochodziło tez do małych wypadków, gdy zbyt rozpędzone sanki uderzały w dużą jabłoń na końcu toru. Starszych nie zadawalała taka frajda. Ich celem był górka nad jez. Okra, tuż obok zejścia nad jezioro przy dzisiejszej ul. Okrzei. Rozpędzano się z okolic stadionu i zjeżdżano na taflę jeziora. Najbardziej niebezpieczny fragment, tj. styk lodowej tafli  z ziemią zasypywano dużą hałdą śniegu. Innym ciekawym miejscem był tzw. diabli most, znajdujący się już poza Drawskiem w kierunku Mielenka. Było to bardzo niebezpieczne miejsce, gdyż trasa zjazdu była kręta i stroma, a kończyła się na bardzo wąskim moście. Niejednokrotnie młodzież lądowała w lodowatych wodach Drawy. Najciekawszym miejscem do jazdy na łyżwach z kolei było oczywiście jezioro Okra, ale również w mieście można było odprężyć się w ten sposób na lodowisku przy restauracji Sauera w Parku Chopina. 

Sylwester był  z kolei najlepszym czasem na lanie ołowiu czy tez rzucanie pantoflem, aby móc zobaczyć swoją przyszłość. Panny potrząsały drzewem owocowym, a gdy zaszczekał pies pobudzony wytworzonym hałasem, kierunek z którego szczekał, był jednocześnie kierunkiem, z którego w przyszłym roku miał pojawić się odpowiedni kawaler. Pukając o północy do kurnika, panna mogła się dowiedzieć, czy w przyszłym roku będzie jej dane ubrać welon. Gdy z kurnika wychodził dojrzały kogut, tak właśnie miało się stać, natomiast gdy był to niewyrośnięty kurczak, musiała jeszcze odczekać. 

Zwyczaje sylwester na Pomorzu – rzucanie pantoflem. Rycina 1890. Zbiory Ireck Litzbarski

W sylwestra jadło się naleśniki bądź faworki. Nadejście Nowego Roku o północy świętowano ponczem lub grzanym winem. O północy strzelano też z fajerwerk własnej roboty czyniąc jak najwięcej hałasu, a więc podobnie jak dziś 

Powrót na górę

Moje konto

Współpracujemy

       https://www.ubezpieczeniemieszkania.pl/

Zostań promotorem

Więcej